wtorek, 18 marca 2014

Prolog raz jeszcze.

Założyłam swój czerwony płaszcz z kapturem. Długie czarne loki spięłam w kucyk. Spojrzałam na mój strój. Czarny top i krótkie zielone spodenki. Poprawiłam zapięcie od sandałów i wyszłam z mojego ciasnego pokoju. Powoli przechodziłam przez duszny korytarz. Płomienie pięły się po ścianach i muskały delikatnie moją twarz. Po co mnie wzywał? Odkąd ta ladacznica go uwięziła, prawie w ogóle się nie odzywał. Teraz jednak mnie potrzebował. Po krótkiej chwili znalazłam się w obszernej komnacie. Na ogromnym kamiennym tronie siedział przystojny mężczyzna. Jego długie czarny włosy opadały na twarz. Nagi tors odsłaniał wiele blizn które zdobył podczas wojny. Nawet pokonany, wyglądał na potężnego. Trygon. Mój ojciec, a raczej stworzyciel. Przyklękłam przed nim.
-Nessa, wstań-Powiedział stanowczo.
-Co takiego mam dla ciebie zrobić ojcze?-Wstałam powoli spoglądając na niego.
-Wiesz doskonale. Sprowadź tu swoją siostrę, tylko ona zna sposób na uwolnienie mnie.
-Jak sobie życzysz.-Odpowiedziałam cicho.
-Nie zawiedź mnie.-Oznajmił.
Wyszłam szybko. Nienawidzę jej! Zawsze liczy się tylko ona! Wspaniała Raven. Ta która naprawdę się urodziła. Ta która miała dusze. Ta która była kochana. Znalazłam się w małym pomieszczeniu. Chwyciłam kilka fiolek i wysypałam zawartość do miseczki. Powoli usypałam z tego mały krąg i stanęłam wewnątrz. Wypowiedziałam formułkę i poczułam jak żołądek podchodzi mi do gardła. Na szczęście nie trwało to długo. Znalazłam się na dachu jakiegoś budynku. Cała parowałam delikatnie. Rozejrzałam się dookoła. Jump City- miasto słynące z ilości banków i przestępczości. Usiadłam na podłodze. Muszę obmyślić plan. Nie mogę od tak zaatakować, trzeba ich poznać i rozbroić od środka. Potrzebuje przebrania i piskliwego głosiku. Pierwsze co mi przyszło do głowy to przebrać się za coś słodkiego. To nie jest nawet złe. Powoli w głowie układał mi się kostium. Zamknęłam oczy i skupiłam się. Po chwili wyglądałam już zupełnie inaczej



Zeszłam na ulice i przyjrzałam się sobie w witrynie sklepu. Słodka i urocza. W ręce pojawiła mi się różowa, koronkowa parasolka przeciwsłoneczna. Otworzyłam ją i przechadzałam się ulicami miasta. Poczułam delikatna fale negatywnej energii. Przystanęłam i się rozejrzałam. Mój plan ziści się szybciej niż myślałam. W banku na przeciwko właśnie był napad. Zacisnęłam pięść na uchwycie od parasolki. Podeszłam tam i czekałam aż złodziej wybiegnie. Tytani już się zjawili. Znudzona weszłam do banku. Złodziej strzelał do przerażonych ludzi. Zauważył mnie i zaczął strzelać. Pochylałam się  i unikałam kul. Złożyłam w międzyczasie parasolkę i uderzyłam nią mężczyznę. Wbił się w podłogę. No tak, muszę zwrócić na siebie uwagę tytanów. Zaśmiałam się cicho. Za każdym razem gdy się podnosił uderzyłam go parasolką. Minęła mnie rudowłosa dziewczyna. Za nią weszła reszta drużyny tytanów. W tym także Rachel. Spojrzałam na nich lekko zdziwiona. Po chwili uśmiechnęłam się radośnie.
-Tak długo zwlekaliście, a ja nie lubię jak ludziom dzieje się krzywda.-Przeciągałam litery i brzmiałam jak ośmioletnie dziecko.
Ruda powaliła mnie i wyściskała. Jeszcze trochę i poderżnę jej gardło. Dziewczyna puściła mnie po jakimś czasie. Wyprostowałam moją sukienkę, w końcu to bawełna. Przyjrzałam się każdemu po kolei. Podszedł do mnie ich lider.
-Witaj jestem Robin, dziękujemy Ci za pomoc.-Uśmiechnął się serdecznie.
-Nie ma za co...po prostu się nudzę. Gdzie moje maniery jestem Emily- To chyba jedyne co mi przyszło do głowy.
Tak zaczynam nowe słodkie życie jako Emily. Różowa wojowniczka parasolki.